Więcej jeżdżę na rowerze, co jest serio świetnym lekarstwem na przytłaczające poczucie monotonności tych wszystkich dni zlewających się w jedną masę. Staram się też dostrzec pewien urok tego lockdownu. Świat wreszcie zwolnił. Donikąd nie musimy się spieszyć. Mamy po prostu czas, który musimy spędzić na... no właśnie, na czym? Obowiązki i pośpiech się zatrzymały, zostały ograniczone do minimum. Jedno wielkie rozluźnienie. Możesz sobie spacerować wolnym krokiem i nie myśleć o tym, że się spóźnisz bo po prostu nie masz dokąd się spóźnić.
Nie mówię, że to zamrożenie świata jest najlepszym co nas spotkało, ale czy nie na to właśnie czekaliśmy? Na chwilę zwolnienia w tym pędzącym z ogromną prędkością świecie? Możemy czytać książki, oglądać seriale, spać cały dzień i nie wyciągać z tego żadnych większych konsekwencji bo większość naszych zadań jest przełożona na później czy nam się to podoba, czy nie.
To nie tak, że cieszy mnie ta kwarantanna, bo odpoczynek byłby milszy w mniej napiętych okolicznościach.
Co więcej, powoli wchodzimy w fazę odmrażania świata z tego zastoju. Cieszy mnie to, że powoli stopniowo będę mogła wracać do życia i reaktywować plan schudnięcia.
Ta piosenka ostatnio za mną chodzi.
Eivør Í Tokuni